Jak wspierać nastoletnie dziecko, jak z nim rozmawiać?

“Nie umiem do niej dotrzeć”

“Każda nasza rozmowa kończy się kłótnią”

“Nie odpowiada mi, tylko burczy i trzaska drzwiami”

“Nie pozwala nic sobie wytłumaczyć”

“Nie wiem już co do niego mówić, żeby mnie usłyszał”

“Czego bym nie powiedziała, wszystko jest źle”

Te zdania brzmią dziwnie znajomo, kiedy jesteśmy rodzicami nastolatków, prawda? Tego rodzaju komunikatami wyrażamy nasze niepokoje, troski i frustracje związane ze zmianami jakie pojawiają się w relacjach z dziećmi. Tempo i intensywność zmian, które towarzyszą wkraczaniu dzieci w wiek nastoletni, tylko pogłębiają nasze zagubienie i poczucie bezradności. W takim stanie łatwo jest nam sięgać po strategie, które w zamyśle mają przywrócić upragnioną równowagę w relacjach z dziećmi, a w praktyce nierzadko jeszcze bardziej oddalają nas od dorastających dzieci.

Sięganie po krytykę, zawstydzanie, straszenie konsekwencjami czy porównywanie do innych (bardziej współpracujących w naszej ocenie) dzieci, tylko pogłębia istniejące nieporozumienia i zamyka nam drogę do usłyszenia tego, z czym zmagają się i czego potrzebują nastolatki.

Wystarczy, byśmy przywołali na chwilę wspomnienia z czasów, kiedy sami byliśmy  nastolatkami i sprawdzili ze sobą, co wtedy utrudniało nam dogadanie się z naszymi rodzicami. Jakiego rodzaju komunikaty ze strony dorosłych sprawiały, że czuliśmy się wtedy nierozumiani i traciliśmy ochotę na wszelkie rozmowy? Warto zatrzymać się na chwilę i zapisać sobie te konkretne zwroty, zdania, a potem sprawdzić ile z nich niepostrzeżenie, a potem już nawykowo, trafia do naszych rozmów z dziećmi i blokuje wzajemne porozumienie się.

Ten powrót do przeszłości nie jest zaproszeniem do wzbudzania w nas, czy w naszych rodzicach, poczucia winy, tylko zachętą do świadomej refleksji nad tym, co wspiera bycie w dialogu z dorastającymi dziećmi, a co ten dialog uniemożliwia. To też zachęta do zauważania, że trudności w komunikacji odczuwamy nie tylko my rodzice, ale także nasze dzieci czują, że tracą z nami kontakt, że ich słowa często są opacznie rozumiane, a one same nie mogą do nas dotrzeć.

Dzięki tej refleksji może łatwiej będzie zaufać, że rozmowy z nastolatkami nie muszą przypominać spaceru po polu gęsto usianym minami.

Co jeszcze, poza odwołaniem się do własnych nastoletnich doświadczeń, może wesprzeć nas w komunikacji z nastolatkami? Poniżej znajdziecie kilka wskazówek.

Dystansujmy się od naszych myśli

Jedna z trudności w komunikacji z nastolatkami polega na tym, że jako rodzice nie skupiamy się na tym, co słyszymy od dzieci, tylko na tym, co sobie wtedy myślimy. I to rzadko są przyjemne myśli.  Weźmy pierwszy z brzegu przykład – jakie myśli pojawiają się w Was, kiedy prosicie dziecko, żeby posprzątało w swoim pokoju, a w odpowiedzi usłyszycie “zaraz”? Załóżmy, że to nie jest pierwsze “zaraz”, które usłyszeliście już tego dnia. Bardzo prawdopodobne, że myśli, które zauważycie, będą skupiały się wokół tego, jak bardzo niewdzięczne, niewspółpracujące i leniwe jest Wasze dziecko lub jacy Wy jesteście niekompetentni jako rodzice, skoro nie potraficie nauczyć dziecka porządku, a w ogóle to jak ono sobie poradzi w życiu skoro przerasta je pamiętanie o ścieleniu łóżka i starciu kurzy? Jeśli te myśli przykleją się i spowijają Wasze głowy niczym burzowe chmury, to ryzyko tego, że krótka wymiana zdań w temacie sprzątania, szybko przeistoczy się w awanturę z trzaskaniem drzwiami, rośnie w zastraszającym tempie.

 

Sprawdzajmy, czego nam potrzeba

Dlatego tak cenną umiejętnością jest zatrzymywanie się i sprawdzanie, o co nam chodzi, jakie własne potrzeby chcemy zaopiekować podczas rozmowy z dzieckiem. Czasem taka chwila refleksji wystarczy do tego, by znaleźć kilka alternatywnych sposobów na zaopiekowanie się swoimi potrzebami. I o to w tym sprawdzaniu chodzi, by widzieć szerzej i głębiej, by nie trzymać się nawykowych schematów działania i kurczowo obstawać przy tym, że dzieci muszą zrobić to, co im mówimy, bo tylko wtedy nasze potrzeby będą zaspokojone. Odwołując się do przykładu ze sprzątaniem, warto zadać sobie pytanie o jakie własne potrzeby chcemy się zatroszczyć, kiedy prosimy dziecko, by posprzątało swój pokój? Czy chodzi o potrzebę współpracy ze strony dziecka, widzenia jego wkładu w życie rodziny, potrzebę porządku a może dotrzymywania ustaleń lub zaufania? A kiedy znajdziemy już te ważne dla nas potrzeby, warto zastanowić się, czy poproszenie dziecka o posprzątanie pokoju, jest jedyną strategia na ich zaspokojenie? Jak inaczej możemy o te potrzeby zadbać?

 

Mówmy o sobie

A może wystarczy, byśmy inaczej sformułowali komunikat, który w takiej sytuacji kierujemy do dziecka? Sprawdźmy najpierw sami na sobie, co poczujemy, gdy wyobrazimy sobie, że ktoś wchodzi do naszego pokoju i mówi do nas “posprzątaj swój pokój” ewentualnie “posprzątaj ten bałagan”? Czy rośnie w nas chęć do współpracy i entuzjazm do ścierania kurzy z biurka? Czy raczej mamy ochotę odpowiedzieć, że to nasz pokój i nasz bałagan, a w ogóle to o jakim bałaganie rozmawiamy? A teraz zobaczmy, czy poczujemy różnicę, kiedy ktoś w tej samej sytuacji, powie nam “Przeszkadza mi bałagan w Twoim pokoju. Chciałabym  o tym z Tobą porozmawiać, masz teraz chwilę?” Oczywiście, że sama zmiana komunikatu nie musi prowadzić do tego, że nastolatek posprząta swój pokój. I nie taki jest cel używania języka osobistego i mówienia o sobie, swoich emocjach, potrzebach i granicach. Chodzi o to, by nasze dzieci miały więcej jasności w komunikacji z nami, by dzięki temu poszerzały świadomość własnych emocji, potrzeb i granic i by częściej słyszały o tym, co jest dla nas ważne niż o tym jakie są lub jakie nie są, jak bardzo nie spełniają naszych oczekiwań i jak blado wypadają na tle bardziej współpracujących rówieśników.

 

Zaopiekujmy się naszymi zmartwieniami

Zabrzmiało nieco brutalnie, ale warto byśmy pamiętali, że nasze dzieci nie są strategią na opiekowanie naszych lęków, zmartwień, czy oczekiwań. W zalewie zmęczenia, frustracji, bezradności i codziennego stresu, łatwo wpaść w błędne koło oceniania, krytykowania, porównywania i dociążania dzieci zamartwianiem się o nie. Bywa, że ani się nie spostrzeżemy, a z naszych ust w kierunku dzieci płynie wartki strumień kanciastych i raniących komunikatów “Nie masz za grosz ambicji”, “Ja w Twoim wieku, to…”, “Jak można być tak nieodpowiedzialnym?!”, “Czy Ty widziałeś się w lustrze, wyglądasz jak obdartus”, “Nie wiem, jak Ty sobie w życiu poradzisz”. Dlatego, za każdym razem, kiedy czujemy niepokój związany z tym, co robi lub czego nie robi nasze dorastające dziecko, poszukajmy innego dorosłego, który będzie mógł nas wysłuchać i wesprzeć nim pójdziemy porozmawiać z naszymi dziećmi.

 

Zapraszajmy do dialogu

Kiedy chcemy porozmawiać z dziećmi, pamiętajmy, że do dialogu z nim potrzeba jego zgody. Dlatego, gdy zależy nam na wzajemnym usłyszeniu się, uszanujmy te momenty, kiedy dzieci nie chcą z nami rozmawiać. Dążenie do rozmowy, mimo oporu i braku zasobów po stronie dziecka, grozi przekształceniem się tego, co w założeniu miało być dialogiem, w irytujący obie strony monolog rodzica. A w takim wypadku trudno mówić o byciu usłyszanym i o porozumieniu. Sprawdzajmy, co nam z jednej strony utrudnia zapraszanie dziecka do dialogu, a z drugiej wyłapujmy te wszystkie nasze gesty, słowa, postawy, które  sprawiają, że dziecku łatwiej to zaproszenie przyjąć. I pamiętajmy, że nie ma takiej rozmowy, która nie mogłaby poczekać kilku minut, zwłaszcza kiedy te kilka minut przerwy pozwolą nam wziąć głęboki oddech i znaleźć w sobie zasoby do jasnego wyrażenia siebie i do usłyszenia dziecka.

 

Sięgajmy po ciekawość

Rozmawiając z nastoletnimi dziećmi nietrudno utknąć na poziomie wypowiadanych przez nie, często nieprzyjemnych, słów. W takich sytuacjach uruchamia się w nas wychowawcza część, która dąży do tego, by nasze dzieci usłyszały jakich komunikatów nie powinny używać w rozmowie z nami. Słuchając tylko słów i skupiając się na nich, nie odkryjemy treści i sensu, które się za nimi chowają. Naturalnie możemy dać dzieciom znać, że ich sposób wyrażania się, jest dla nas trudny do przyjęcia, ale problem powstaje, kiedy dzieci słyszą to od nas za każdym razem, kiedy próbują nam coś przekazać. Za którymś razem ich gotowość do dzielenia się z nami gwałtownie spada. Dlatego sprawdzajmy, czy jest szansa na to, by w rozmowie z nastoletnimi dziećmi najpierw zaciekawić się tym, co chcą nam powiedzieć, a uwagi dotyczące doboru słów zostawić na później

Ta ciekawość może wyrażać się zarówno w komunikatach typu: “Dzięki, że sie tym ze mna dzielisz, opowiesz mi więcej o tej sytuacji”, “Słyszę, że to dla Ciebie ważne, chętnie posłucham”, “A jak to wyglądało z Twojej perspektywy/ co Ty o tym myślisz?”, jak i w uważnym słuchaniu, upewnianiu się, czy dobrze zrozumieliśmy to, co dziecko nam powiedziało, w sprawdzaniu czy potrzebuje poznać naszą opinię lub otrzymać od nas radę. Ta ciekawość tak samo może wyrażać się w pełnym obecności milczeniu, kiedy dziecku trudno przychodzą słowa i potrzebuje czasu, by nazwać to, co się z nim dzieje.

Słuchajmy z miłością

Gdybym miała ograniczyć się do jednej wskazówki dotyczącej komunikacji z nastolatkami, to zawarłaby się ona w słowach: słuchaj dziecka z miłością, zwłaszcza w tych momentach, kiedy wydaje Ci się, że ono robi i mówi wszystko, by na tę miłość nie zasłużyć.  Słuchanie dziecka z miłością nie oznacza przyzwolenia na wszystkie, nawet krzywdzące innych, zachowania dziecka i poklepywanie go ze zrozumieniem po ramieniu, kiedy narusza czyjeś granice. Słuchanie dziecka z miłością oznacza zaufanie, że za każdym zachowaniem dziecka, kryją się ważne dla niego, niezaspokojone potrzeby i w danym momencie dziecko próbuje się o nie zatroszczyć najlepiej jak potrafi. Słuchanie dziecka z miłością oznacza zaufanie, że kiedy dziecko mówi nam NIE, to w tym samym momencie mówi TAK sobie i swoim potrzebom, troszczy się o siebie, a nie działa przeciwko nam. I w końcu słuchanie dziecka z miłością oznacza uznanie, że konflikty są częścią życia, a naszym zadaniem jest dostarczanie dzieciom narzędzi, by potrafiły w tych konfliktach wyrażać siebie, słuchać innych ludzi i dochodzić z nimi do porozumienia. W każdym z tych przypadków możemy dawać dziecku znać o naszej akceptacji dla jego uczuć, zapewniać o swoim wsparciu  i jednocześnie komunikować mu swoje granice. Zapominanie o tym, może prowadzić do sytuacji, w której albo rezygnujemy z własnych granic w imię nadopiekuńczej postawy wobec dziecka albo zamykamy dziecko w sztywnym kokonie zasad i powinności. Nasze dojrzewające dzieci, które wykonują ogrom pracy w poszukiwaniu swojej tożsamości, potrzebują zarówno naszej akceptacji, zrozumienia jak i informacji o naszych granicach, które są dla nich cennymi wskazówkami w ich podróży ku sobie.

Pamiętajmy, by w komunikacji z nastolatkami mówić o sobie, autentycznie, z serca, a nie chować się przed dziećmi za wyświechtanymi rodzicielskim frazesami. Tych, nie tylko nastolatki nie chcą słuchać.

 

Katarzyna Kalinowska – psycholożka, trenerka Fundacji FamilyLab Polska, autorka projektu Przystanek Relacja. Wspiera rodziców i nauczycieli w ramach konsultacji, superwizji, warsztatów i kursów online. Mama nastolatki.

 

Total
0
Shares
Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Powiązane Artykuły