Co robić, gdy Twoje dziecko tupie nogami i rzuca się na ziemię?

Jestem młodą energiczną mamą z jeszcze bardziej energicznym dzieckiem. Ignaś już w brzuchu silnym kopnięciem w nerkę manifestował swoją obecność. Jeszcze przed narodzinami synka robiłam w swojej głowie projekcje o idealnym dziecku, które sprząta po sobie zabawki i nigdy nie tupie nogami w sklepie. Nasze pierwsze spotkanie zrobiło na mnie piorunujące wrażenie, a z każdym kolejnym miesiącem wrażeń nie brakowało. Oczywiście tak jak połowa polskiego celebryckiego światka, ba, jak połowa hollywoodzkich matek, chciałam mieć dzień po porodzie rozmiar 34 i nieprzemijający podziw otoczenia nad moim synkiem. Podziw malał z każdym krzykiem i silnym rzuceniem tym, co miał akurat pod ręką. Komentarze typu: „kiedyś takie zachowanie było nie do pomyślenia”  albo „Kasia w jego wieku była grzeczniejsza ” doprowadzały mnie do furii, tym bardziej, że mi samej przeszkadzało nie tyle zachowanie mojego dziecka, ile kiełkująca myśl o tym, że nie umiem go wychować…

Wspólnie z mężem, teściową i sąsiadami twierdziliśmy, że Iggy to mały geniusz. Szybko nauczył się chodzić, próbował jeść samodzielnie i do perfekcji opanował słowo „daj”, a nie był przecież jeszcze w wieku wczesno-przedszkolnym. Jeszcze lepiej wychodziło mu wspomniane rzucanie kubkiem, pilotem od telewizora czy ulubionym samochodzikiem. Gdy odkrył, że krzykiem nic nie wskóra, zaczął kłaść się na ziemię i robił to dosłownie wszędzie gdzie miał na to ochotę i często bez najmniejszego jak dla nas- rodziców-  powodu.  Intuicja podpowiadała mi, abym ignorowała jego zachowanie, ale i tak zaciskałam zęby ze złości.

Po kilku rozmowach z bardziej doświadczonymi rodzicami postanowiłam, że idziemy we trójkę do specjalisty. We trójkę oznaczało: tata, mama i główny powód zamieszania– Ignacy.  Rejestracja przebiegła szybko i termin wizyty też nie wydawał się być odległy. Na miejscu „niesubordynowany” (jak twierdziła większość) niespełna dwulatek zajął się zwiedzaniem gabinetu psychologa i rozkładaniem zabawek.  I tak oto przyszedł czas na konfrontację swoich spostrzeżeń z wiedzą eksperta.

Po pięciu minutach rozmowy widziałam jak pojawia się uśmiech na ustach pani psycholog i litość w oczach dla młodej mamy. Muszę zaznaczyć ,że mój partner urodził się z dystansem do świata, ja natomiast ciągle się go uczę. Po wysłuchaniu naszych wersji wydarzeń usłyszeliśmy to, na co sami byśmy nie wpadli, a przecież w naszym domu nie brakowało książek i mieliśmy siebie za inteligentnych ludzi.

Psychoterapeutka (Magdalena Stanikowska) poprosiła nas, abyśmy wyobrazili sobie, że nagle jesteśmy w nowym miejscu . Nie umiemy mówić i wszystko czego byśmy chcieli dotknąć jest zdecydowanie powyżej naszej głowy. Do tego wyobraźcie sobie to niesamowite zniecierpliwienie, że właśnie teraz musisz to mieć. Nikt Was nie rozumie, może nawet nie zwraca na Was uwagi, a Wy chcecie sprawdzić do czego służy solniczka, bo nigdy wcześniej nie widzieliście jej na oczy.

Po wyświetleniu takiego filmu w myślach, od razu zrozumiałam, że wiek, w którym jest moje dziecko to najbardziej frustrujący okres w życiu człowieka. Wszystko chcesz mieć, a nic nie możesz, więc jedyne co przychodzi Ci do głowy to rozładowanie emocji krzykiem, rzutem klockiem przed siebie lub zwyczajnym klasycznym manifestem złości pod tytułem: „muszę poleżeć”.

Ok, po pierwszym kwadransie pogawędki zrozumiałam, że synek nie zna innego sposobu na wyrażenie swojej złości, a jego bunt to prawidłowy proces rozwojowy i postanowiłam mieć dla niego więcej zrozumienia. Ale co z resztą osób, która patrzy na nas „spod byka” za każdym razem kiedy Ignaś wyciąga ręce po rzeczy, których teoretycznie nie powinien dostać. I otóż doszliśmy do drugiego dna sprawy. Psycholog pospiesznie skwitowała moją uwagę. Uświadom sobie, że Twoje dziecko nie jest niegrzeczne tylko ciekawe, a gdy ktoś Ci zarzuci, że na wszystko mu pozwalasz, pomyśl czy znasz lepszy sposób, by mały Kolumb poznawał świat. Oczywiście we wszystkim trzeba zachować umiar i poruszać się w granicach bezpieczeństwa. Nie należy zostawiać leżącego dziecka na środku jezdni, tylko pospiesznie przenieść w bezpieczne miejsce i załagodzić spór. Moja akceptacja i próba zrozumienia, a także odpowiedzi na nazwijmy to „niepożądane” zachowania Ignacego została doceniona przez specjalistkę z małym „ale…”.

I tak oto znowu zostałam zaskoczona, jakbym zapomniała jak bardzo nie lubiłam słyszeć słowa „nie” bez wyjaśnienia, dlaczego nie. W zasadzie do dziś nie lubię sprzeciwów, z tym, że czasami robią na mnie wrażenie argumenty, dla których lepiej byłoby zrobić coś inaczej niż zaplanowałam. Podobnie mają dzieci, to znaczy nie lubią zostawać bez odpowiedzi i najlepiej trafiają do nich jasne komunikaty, w które sami wierzymy.

Czterdzieści pięć minut minęło momentalnie. Z gabinetu wyszliśmy z ulgą, że nasze dziecko rozwija się prawidłowo i wcale nie jest urwisem tylko zbierającym doświadczenia człowiekiem. Dziś mam dla niego więcej cierpliwości, a niewybredne komentarze nie robią na mnie już takiego wrażenia. Czasami warto pogadać z kimś, kto widzi całą sytuacje mniej osobiście i potrafi spojrzeć na nią z dystansu. Cieszę się, że nie odkładaliśmy tej wizyty na później. 

Autorki: Patrycja, mama, bizneswoman, pacjentka Vertimed + oraz psychoterapeutka Magdalena Stanikowska

Poznaj naszą ofertę zabawek oraz gier dla dzieci

PuzzleEdukacja i rozwój Kreatywne Kreatywne Gry Muzyczne

Total
0
Shares
1 komentarz
  1. Dziękuję za ten wpis. Mam podobną sytuację i po przeczytaniu Twoich doświadczeń jakoś czuje się spokojniej i świadoma, że nie jestem widać zła mamą za jaką się uważałam, bo wybryki mojego synka są naturalnym etapem rozwoju. Niby takie proste, a tak trudne… Dziękuję za wsparcie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Powiązane Artykuły