Nowe technologie – wartość czy zagrożenie? – Kamil Polny

Jestem pasjonatem technologii. Od dziecka marzyłem o własnym komputerze, więc można się domyślić, że wiele lat spędziłem przy klawiaturze. Moje życie zawodowe czerpie z technologii, a wręcz bazuje na niej. Naturalnym było dla mnie, że dzieci będę wychowywał w pełnej symbiozie z szeroko pojętą elektroniką.

I o ile pierwszych kilka lat życia moich dzieci było całkowicie pod kontrolą, to jednak telefon, PlayStation, Youtube i Netflix połączone razem, pokazały gdzie leży problem. To są narzędzia, które genialnie zajmują czas.

Nie można jednoznacznie stwierdzić, że technologie są tylko złe albo tylko dobre. Jeśli rodzic zaangażuje się w pracę z dzieckiem, to technologie są najlepszym sposobem na prowadzenie edukacji. Jeśli jednak rodzic zostawi dziecko samo, nie da mu instrukcji obsługi i nie pokaże dobrych praktyk, to doprowadzi to do wszystkiego, ale nie do poprawienia relacji rodzica i dziecka.

W moim przypadku zaczęliśmy od grania na PlayStation. Dzieci chodziły do przedszkola Montessori, więc wspólne granie pomagało nam opanowywać skupienie, logikę i koordynację. To był dobrze spędzany czas. Dzieci były małe, więc automatycznie trzeba było grać we wszystko razem. Mam wrażenie, że rozwijało to nas wszystkich.

Zakładaliśmy, że w pierwszych latach życia dzieci nie dostaną własnych telefonów. Nie był to dla nas problem, założyliśmy, że Youtube i bezwładne klikanie w ekran to w starciu z 3-letnim dzieckiem, zbyt potężna broń. Dziecko nie ma szans w tym starciu.

Temat wrócił w momencie, kiedy syn poszedł do 1. klasy szkoły podstawowej. Korciło nas, żeby widzieć gdzie jest młody i mieć z nim kontakt. Nie wiedzieliśmy tylko, że tak szybko zorientuje się, że na terenie szkoły jest darmowe wi-fi i gry na wyciągniecie ręki. Dogadali się z kolegami i grają online. I w gruncie rzeczy tutaj zaczął się problem. Gry sieciowe zabierają spokojnie po kilka godzin dziennie. Gdyby podzielić sobie dzień na mniejsze części, to granie bardzo szybko zabiera każdy czas wolny. I ja się wcale nie dziwię. Prawdopodobnie w jego wieku funkcjonowałbym podobnie. Tylko, że 7-8-9-letni umysł, który nie doświadczył jeszcze życia, sytuacji codziennych czy choćby interakcji z przedmiotami codziennego użytku, będzie marnotrawił dzieciństwo.

Szczęście (i nieszczęście zarazem) polega na tym, że nie każde dziecko lubi grać w gry, czy oglądać bajki. Mojej córki na przykład te problemy nie dotyczą. Ona świetnie odnajduje się w realnym świecie.

I nadal nie jestem w 100% przekonany do tego, jak działać. Jak na ten moment uważam, że wszystko zależy od rodzica, a nie dziecka. Jeśli traktujemy technologię jako zapychacz czasu, to będzie to jedna z najgorszych decyzji w życiu rodzica. Jeśli technologie potraktujemy jako sposób na ciekawą edukację w domu, to będzie to wspaniałe narzędzie, które przyspieszy rozwój dzieciaków.

Autor tekstu:

KAMIL POLNY– autor bloga tatawpracy.pl, fascynat technologii, tata Bruna i Lili.

Total
0
Shares
Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Powiązane Artykuły