JAK PRZYGOTOWAĆ SIĘ NA ROZPOCZĘCIE ROKU SZKOLNEGO (psychicznie i materialnie)

W tym roku i ja zadebiutowałam jako matka ucznia. Co prawda to dopiero zerówka, więc w świetle prawa jeszcze wciąż edukacja przedszkolna, ale cały anturaż nie pozostawia złudzeń – witamy szkołę. 

Ostatnie dni przed uroczystym rozpoczęciem roku minęły mi na kompletowaniu wyprawki i zastanawianiu się jak poradzimy sobie wszyscy z tą rewolucją. Teo chodził do przedszkola leśnego, więc większość dnia spędzał biegając po dworze, bawiąc się patykami i kamieniami. Od 2 września trzeba było się przestawić na większą dyscyplinę, wykonywanie poleceń i akceptację programu nauczania. Dość by powiedzieć, że powyższe nie są ulubionymi tematami mojego pierworodnego… Wiedząc o tym, od co najmniej miesiąca tłumaczyłam mu cierpliwie i skrupulatnie jak ta szkoła będzie wyglądała i dlaczego właśnie tak wyglądać musi. Z początku spotykał mnie zdecydowany opór materii – mój drogi syn jasno i definitywnie deklarował, że do żadnej szkoły chodzić nie będzie, bo po co. Moje argumenty, że dzieci kwestionujące obowiązek szkolny odwiedza miły pan kurator, pozostawały bez reakcji (możliwe, że z powodu zerowej wiedzy co do tego kim jest rzeczony „kurator”…). Stopniowo jednak zauważyłam jak nastawienie Teo się zmienia. Wyjątkowo ucieszył się na widok książek z zadaniami dla 6-latków (Teo co prawda umie już pisać i czytać, ale te literki wychodzą mu jeszcze koślawo, więc z dużym zaangażowaniem podjął się ćwiczenia i pisania ich w liniaturze), jeszcze bardziej kiedy w domu zaczęły się pojawiać pierwsze elementy wyprawki. W rezultacie 2 września, gdy założył swoją białą koszulę w dinozaury, był bardzo podniecony i wydaje mi się, że sam nie mógł się doczekać, żeby zobaczyć o co w tym wszystkim chodzi (w końcu rodzice od wielu tygodni trąbili i trąbili o tej całej szkole 🙂 ).

Dziś mija nam czwarty dzień w zerówce. Nie mam pojęcia co tam robią, bo na wszystkie pytania słyszę, że „nic”, czyli status quo z lat przedszkolnych został zachowany. Wydaje mi się jednak, że pierwszy szok za nami, a młody obywatel wydaje się być zadowolony. Przede wszystkim chyba jednak z tego, że w końcu może podchodzić do starszych chłopaków na placu zabaw i mówić im, że on też już chodzi do szkoły 🙂

Jak zwykle więc wychodzi na to, że wszelkie przygotowania do trudnych wydarzeń w życiu naszych dzieci warto oprzeć na jednym, najważniejszym fundamencie – rozmowie. Nic nie przeraża nas bardziej niż nieznane. Gdy jednak okaże się, że dziecko wie, co je czeka, gdzie i czego będzie się uczyło, czego wymagać mogą od niego wychowawcy i jak wyglądać będzie jego standardowy dzień – pojawia się radość i spokój… oczywiście do czasu pojawienia się prac domowych i klasówek… ale o tym staram się na razie nie myśleć 😉

Przejdźmy zatem do materialnych szczegółów. Czego potrzebuje świeżo upieczony uczeń?

→ wygodny plecak (dla ucznia zerówki nie musi być za duży, będzie tam prawdopodobnie nosić wyłącznie drobiazgi, bluzę czy drugie śniadanie);

→ piórnik z zatemperowanymi ołówkami, gumką i temperówką;

→ wyprawka plastyczna (większość szkół przekazuje na początku września listę, u nas były to 3 zestawy kredek – świecowych, ołówkowych i pastelowych, paczka plasteliny, paczka farb plakatowych, dwa bloki techniczne – biały i kolorowy, teczka na prace);

→ pojemna śniadaniówka i bidon;

→ kapcie na białej podeszwie, wygodne, nie ślizgające się i nie spadające z nóg;

→ worek na kapcie;

→ strój na gimnastykę i worek na strój;

→ identyfikator na smyczy (przyda się gdy nasz maluch niechcący zagubi się w labiryncie szkolnych korytarzy);

→ ulubiony pluszak albo mała zabawka, która będzie dodawać otuchy.

tymańska

Maria Natalia Tymańska,

matka dwójki dzieci, trzyletniej Luny i pięcioletniego Teo; autorka książki „#MAMA. Nieperfekcyjny nieporadnik”, blogerka parentingowa, a na co dzień właścicielka szkoły języka angielskiego dla dzieci.

Total
0
Shares
Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Powiązane Artykuły